KEEP PRACTICING – the saying of Simon Leach drives my journey in pottery. Considered as a hobby, it neither inflates any time pressure due to pending orders nor sets any serious economic considerations that would limit the journey. A luxury of making pots and decorating them to my own esthetics and technical interests maintains motivation. However, at some point in time, selling comes as a driver and checkpoint (if it is being appreciated or not), and as a means of emptying the shelves.
I’m primarily in ceramics addressed to wet shaving community. It allows to apply various styles and techniques to make those different objects used by them (us): sets of lather bowls, brushes, AS bottles and stands. Thanks to this community, their interest, demands, creativity and criticism, I managed to come over a kind of learning curve via various materials, styles, and subsequently various techniques.
Obviously, I’m not limited to wet shaving accessories. I’ve been throwing mugs, tankards, vases, bottles, flower pots, soap handlers, tumblers, coffee sets, carrousels, drums, birdhouses etc. Rather utilitarian ware than any exhibition artisan objects.
Technique and tooling
Wheel throwing
Stoneware ∆6 – ∆10
Kiln: electric (Rhode) and wood kiln (under construction)
These are examples of work made in different materials and techniques. Other can be found in this blog, in my facebook profile.
Cristallines
Manual paintings and caligraphy
Aside from cristallines glazes, manual painting with angobes or over/under glazes is the most tidious yet satisfying type of ceramic works. I miss painting skills but that is so engaging that I do not stop regarless the quality of the effects. Hoping for some progress. The inspiration comes from the middle-ages creatures that some caligraphers put aside on margins in their manuscripts (a kind of private space for the author) and some architectural ornaments (like decorative gutters). The psalter of Sir Geofrey Luttrell is the amazing one.
Wooden-like
Althought it is just about pretenting and never fully substitutes the features of the orginal material, it brings some quality to wet shaving over the wood. Those who use wooden bowls for lathering for long time, they know all the disadvantages. I used the same decoration for flower pots and coffee mugs.
Steampunk
Merikomi
Kettles and pitchers
Mugs, tankards, cups, tumblers
Boxes and bottles
Soap stands, candle handles, flower pots, drums and unussual objects
Jnats są drogie i cenne. Bez przytaczania cen, bez wątpienia warto je chronić przed obtłuczeniem, a już zdecydowanie przed rozbiciem. Tak, one potrafią pęknąć, szczególnie te podatne na absorbcje wody, a przecież na wodzie się nimi pracuje.
Inna wersja, nakładkowa, dla Tsushimy na podstawce:
W szybkim i łatwym wykonaniu pudełka na miarę pomaga genialny serwis boxies.py przygotowujący projekty pudełek dla lasera. Poniżej publikuje dokładny projekt pudełka pokazanego na powyższym wideo. Pozstaje jeszcze polakierować całość.
Na szczególne uznanie zasłuchuje patencik z zatrzaskiem. Stosowanie zawiasów, magnesów, skobelków, wcisków jest problematyczne – droższe i utrudnia przechowywanie wielu pudełek. Polecam.
Kto remontuje lub kolekcjonuje brzytwy ten nie obejdzie się bez pomiaru wielkości ostrza. Na pierwszy rzut oka sprawa pomiaru wydaje się banalnie prosta. Bierzesz linijkę i mierzysz…. Ale skąd dokąd, jak podejść do ostrzy uśmiechniętych lub o zmiennym rozmiarze (a takie właśnie lubimy (· ͜ʖ ·), jak uchwycić wymiar wierzchołka grzbietu, ile “powiększamy” rozmiar mierząc płasko od grzbietu do ostrza po boku brzytwy (czyli przeciwprostokątną zamiast po osi brzytwy). Po co tyle zachodu? Po prostu podając rozmiar warto wiedzieć na ile jest on precyzyjny. A jeżeli ktoś sprzedaje brzytwę, to myślę że ma obowiązek zadbać o dokładność pomiaru. Oczywiście większe brzytwy są droższe, ale ważniejsza jest zgodność rozmiaru faktycznego z nominalnym – czyli jak najmniejsze zużycie. Sprawa liczenia kątów do ostrzenia to inna kwestia.
Na portalach aukcyjnych można zobaczyć zdjęcia brzytwy mierzonej suwmiarką. Zrozumiałe, że taki dowód nie pozostawia wątpliwości co do faktycznego rozmiaru. To co jednak pozostaje na KT po takim mierzeniu nie zachęca do kupna. Zęby bolą. Z drugiej strony popularne miarki płaskie (wydrukowana linijka metryczna oraz podziałka calowa ze wskazaniami x/8 i x/16 są dobre, ale niedokładne.
Swojego czasu w oko wpadły mi podziałki płaskie ze specyficznie ułożoną skalą. Te podejście pomaga sprawnie odczytać rozmiar na przecięciu linii pionowej i poziomej, zdecydowanie lepiej pracuje dla ostrzy uśmiechniętych. Czysto i przejrzyście. Jedyne udogodnienie, które warto w tej miarce wprowadzić to dodać trzeci wymiar – czyli spoczynek dla grzbietu na początku skali, tak by niezależnie od kształtu grzbietu, jego grzbiet bezsprzecznie startował na zero. Proste, ale skuteczne. Patrz na filmie.
Nowością, której nigdy wcześniej nie spotkałem, jest pomiar przelotowy. Oczywiście trzeba mieć przygotowanych kilka rozmiarów otworów dla różnych wielkości grzbietu, tak aby ostrze bezpiecznie mieściło się wewnątrz oraz wierzchołek grzbietu ostrza pewnie spoczywał na zerze. Duże brzytwy (np. 12/8) mają grzbiet raczej wypłaszczony, to właśnie dlatego otwór do pomiaru dla takiej budowy ostrza musi być nieco inny. Kluczową sprawą jest zastosowanie podziałki w układzie radialnym licząc dokładnie od wierzchołka grzbietu (czyli zera). Dzięki temu podejściu pomiar jest dokładny, mierzony w osi brzytwy. Dla przejrzystości skali zastosowałem podziałkę x/8 z jednej i x/16 z drugiej strony otworu. Nie ma problemu wprowadzić skalę metryczną. Chodzi jednak o przejrzystość.
Wszystko widać na wzorcu przygotowanym przeze mnie dla Grupy TG na FB. Podobną miarkę przygotowałem też w wersji hiszpańskiej dla grupy na Telegramie.
Mam nadzieję, że rozwiązanie się przyjmie, a wszelkie dodatki (kanji jnats, miary twardości, kilku-języczny słownik budowy brzytwy) będą przydatne. Kolejne usprawnienia są już w backlogu.
Kubek był już kilkukrotnie szkliwiony. Zaczynał od Saphranu, potem jakieś shino. Na końcu dosał Saturation Metalić. Wyszła więc niepowtarzalna kombinacja. Forma pochodzi z japońskiego wzoru na whisky cup, ale zasadniczo używa się go także to TG.
Kilka gryfów
Tym razem cel polegał na zrobieniu rączek szorstkich, przynajmniej w miejscu uchwytu oraz w rozmiarze knota fi 24. Jeden z gryfów miał tworzyć komplet z miską spękaną.
Miedzianka
W tym zestawie chodziło o dopasowanie gryfu do miedzianego klina w SK2.
Niby wszystkie wersje zaprojektował ten sam Ryuichi Saito 斎藤隆. Nie mniej każda, choć brandowane pod różnymi markami Ribbon Co, była wykonana w odmiennej formie. Zmiany uwidaczniają się nie tyle w samej puncy, co w zastosowanych materiałach, profilu i szlifie. W związku z tym, są to inne brzytwy. Szny ten sam, rozpoznawalny z daleka. Ale inne golenie. W tym wpisie pokazuje dwie cenione sztuki z rodziny SK. Z ich trzech wersji, to SK2 osobiście najbardziej mi pasuje, a ze wszystkich wersji SK2 to właśnie realizacje Kikuboshi wydają mi się najlepsze w użyciu. Stąd jedną z brzytew dziś jest właśnie Kikuboshi 145 (aka SK2). Druga to najczęściej spotykana wersja, czyli SK3 w typowym oznaczeniu w postaci puncy z inicjałami projektanta RS i tajemniczym oznaczeniem KRG (chyba nikt nie doszedł co ona oznacza). Wyjątkową czyni ją okładka z oryginalnym metalowym logo RS wtopionym w okładki. Jest to wersja rzadko spotykana na rynku.
Tyle o samych brzytwach. Dołączają do kolekcji. W tym wpisie chciałem przedstawić kilka trików stosowanych w czasie renowacji. Każdy znajduje swoje sposoby na trudności, które napotyka przy renowacji. Warto się podzielić na konkretnym przykładzie.
(nie)Trick nr 1
Renowacja jest przede wszystkim próbą cierpliwości. Podziwiam niektórych mistrzów renowacji, bo ich kunszt, oprócz wiedzy, świadczy o anielskiej cierpliwości. Mnie często jej brakuje. Normalnym jest pokusa pójścia na skróty. Sam niejednokrotnie dostawałem dobre rady wskazujące elektronarzędzia, głównie typu końcówek do Dremela. Niestety, uważam że nie ma drogi na skróty. Żadne roztwory, ani dyski szlifierskie nie nadają się do tak delikatnej pracy. Zrobią więcej szkody niż pożytku. Użycie tych narzędzi to nie trick, tylko kosztowna droga na skróty.
Trick nr 1
W związku z powyższym konieczne jest zbieranie wklęsłości szlifu kolejnymi gradacjami papieru (500, 600, 800, 1000, 1200, 1500, 2000 w moim przypadku). Materiały miękkie (typu tkaniny ścierne) nie nadają się, bo w gruncie rzeczy chodzi o zrównanie “dołków” i “górek” na remontowanej powierzchni. Najlepiej by materiał ścierny pracował na jak najszerszej powierzchni. Miejscowe wybieranie materiału może wręcz zmienić geometrię ostrza. Dość popularnym jest użycie korka ze względu na równowagę sztywności i elastyczności, oraz profil. Mój osobisty trick polega na …. użyciu widelca. Tak właśnie. Kto próbował pracować korkiem od razu wie ja niefajnie ściska się taki mały przedmiot kilka godzin. Widelec wyśmienicie poprawia uchwyt, manewrowość i nie męczy ręki.
Trick nr 2
Starowinki mają to do siebie, że najczęściej wżery pojawiają się w najgłębszym miejscu szlifu przy czubku ostrza. Bywa, że brzytwa wygląda na NOS, a na nosie ma tak głęboki wżer, że i tak trzeba całą szlifować dogłębnie. Jak wspomniane wyżej, miękkie i wąskie tarcze się nie sprawdzają. Ale sprawdzają się twarde kamienie. Pokazane na zdjęciu paluszki, podpatrzone u jednego z naszych producentów, ścierne są bardzo pomocne. Można dobrać potrzebne gradacje. Przed wszystkim trzymanie takiego paluszka jest wygodne i bezpieczne. Wystarczy odpowiednio zaokrąglić jego końcówkę. Niektórzy stosuje zestaw kamieni naturalnych tzw. paluszków jnat, dokładnie w tym samym celu. Wybranie uszczerbków w ten sposób przyspiesza pracę z papierem ściernym. Ten etap zawsze jest niezbędny.
Trick nr 3
To nie trick, ale też chyba nie lenistwo. Wygląda na to, że w polerowaniu także trzeba robić progresję. Po papierze 2000 wciąż zostają wyraźne ślady. Nawet jeśli celuje się w wykończenie satynowe, a nie lustro, wyraźne rysy są jakby zgrzytem. Dlatego najpierw stosuje pasty diamentowe o różnej gradacji, sukcesywnie przechodząc na pasty polerskie i nabłyszczające. Przy takiej ilości przejść wydaje mi się wskazane użycie elektrycznej polerki i różnych tarcz filcowych i materiałowych. Na końcu nie objedzie się bez polerowania ręcznego.
Trick nr 4
Co jest najtrudniejsze i irytujące w renowacji. Dla mnie, są te małe wkurzające podkładki, które nie chcą w dodatku przechodzić przez mocno spasowane pręty do nitowania. To wszystko w układzie 3D, z tendencją to spadania. Dlatego zaklepuję jedną stronę przed osadzeniem w okładkach. Następnie mocuje nit w szczelinie samozaciskowej płyty roboczej (zwykłej, ale super twardej deski). Sprawdzi mi się to podejście wyśmienicie. Ten sam samozaciskający otwór sprawdza się przy wyrabianiu klina.
Inna bardzo częsta wada brzytew to brak centryczności. Wtedy brzytwa zahacza za okładki. Pomijam niezrozumienie jak działa klin i błędy z tym związane oraz problem “żyjących” okładek rogowych. Chodzi mi raczej o typowy brak centryczności otworów na nity, który kończy się skrzywieniem nita. Efekt użytkowy jest taki sam – ostrze haczy o okładki. Wywiercenie centrycznego otworu prostopadle do okładek jest sprawą jasną. Trick (nie trick) polega na próbnym skręcaniu brzytwy śrubkami o identycznej średnicy co nit. Pomijanie tego etapu kosztuje.
Trick nr 5
Myślę, że panowie, którzy mają nieporównywalnie więcej doświadczenia ode mnie mogliby tu wiele dodać. Wszystkie prace związane z renowacją wspomnianych na początku SK2 i SK3 są dostępne na playliście YT
Na koniec przedstawiam ostrzenie SK3. Bardziej spektakularnie byłoby pokazać SK2. Nie mniej nawet na tym przykładzie widać mniej więcej o co chodzi w ostrzeniu brzytwy z uśmiechem. Nie ma na wideo jakiegoś własnego tricku. Choć muszę przyznać, że podobnie jak w garncarstwie, najlepiej pracuje się na stojąco, blisko wody.
Tsushina to nazwa wyspy niedaleko Nagasaki w Japonii. W gronie pasjonatów jnat, knifemakerów, brzytwiarzy i stolarzy nazwa Tsushima budzi jedno automatyczne skojarzenie do grubych osełek o czarno-szarym kolorze. Mimo, że kopalnia już nie działa, a sprzedaż nowych osełek jest ograniczona do starych zapasów surowców, Tsushima na tle innych jnats w typowym rozmiarze jest całkiem dostępna cenowo (150-200USD u źródła, plus cła i transport w Europie i USA).
Ta najczęściej spotykana wersja Tsushimy ma kolor czarny, łatwo wytwarza mleczno-szarą zawiesinę i jest kamieniem średnio-miękkim. Kopano ją spod dna morskiego (ciekawe byłoby dowiedzieć się jak radzono sobie kiedyś z takim wydobyciem. Na rynku spotyka się jej dwie formy – grubej cegły oraz sześciennych okruchów do wytwarzania zawiesiny. Mówimy tu o kamieniu określanym mianem Ocean. Istnieje też kamień Tsushima Mountain o kolorze brunatnym w niższej progresji.
Nie zacznę od zachwalania tego kamienia. Byłoby to bardzo mylące dla osób zaczynających z jnats. Chciałoby się mieć jeden kamień, który zarówno formuje, jak i ostrzy, i dodatkowo poleruje. Tak się niestety nie da… Tsushima jest wspaniałym kamieniem korygującym tzn. Nagurą. Różnie określa się jej gradację, czasami mylnie porównując z kamieniami syntetycznymi. Skorą jest Nagurą, naturalnym będzie odniesienie do etapów progresji wg Mikawy (choć z nimi nie ma nic wspólnego). Tsushima pracuje najlepiej w środku skali, na etapie Mejiro i Tenjyou – już po uformowaniu i zasadniczym ostrzeniu. Czego należy się po niej spodziewać? Amatorzy noży i stolarze – wykończenia, amatorzy brzytew – pięknej korekty krawędzi tnącej. Ta korekta to czyszczenie po wcześniejszych etapach, usuwanie rys, wyrównanie apexa. Daje też typową dla jnat powierzchnię przypominającą trawienie metalu. To bardzo dobra oznaka. Wskazuje na to, że kamień zbiera materiał z bardzo małymi zarysowaniami, gęsto i płytko, zamiast zacierania powierzchni i jej wybłyszczania. Jest to więc efekt bardzo “szlachetny”. Nie jest bełkotem stwierdzenie, że Tsushimą można wykończyć brzytwę do dobrego golenia. Takie przykłady można znaleźć na internecie (np. pan Ortiz), i z powodzeniem naostrzyć tak samemu. Trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość, zacząć od kamienia odświeżonego płytką diamentową niskiej gradacji, kontyować na własnej zawiesinie wykonanej własnym okruchem Toma i kończyć delikatnie na samej wodzie. Właściwości tnące kończą się na granicy jakiś 6 lub 8 tys grit (zależnie od opinii, bo nie jest to wartość mierzona), ale można doprowadzić kamień do efektu zacierania powierzchni (tzw. burnishing). W praktyce kamieni syntetycznych zwykło się deklarować poziom naostrzenia odnosząc się do gradacji grit użytych kamieni. Pomijając nieporozumienia wynikające z użycia różnych skali grit oraz zachwyty nad błyszczącą powierzchnią boczną krawędzi tnącej, to właśnie na takim etapie kończy wiele brzytw. I co więcej, golą skutecznie. Nie ma co jednak ukrywać, że prawdziwe wykańczanie brzytwy, etap Awesado, zaczyna się od Koma, czyli jeden etap w progresji wyżej. Tu sprawdza się zasada: im lepiej wykonany etap poprzedni, tym lepsze rezultaty w etapie kolejnym. Stąd Tsushima jest kamieniem wdzięcznym i przydatnym. Jest bezpieczna, przewidywalna i bardzo jednorodna. Zdecydowanie warto mieć okruch Tsushimy w swoim zestawie Nagur. Jednak dopiero użycie kamienia pełnowymiarowego zapewnia oczekiwany efekt w sposób komfortowy.
Powyższe dotyczy kamienia najczęściej spotykanego. Posiadam inną Tsushimę (na zdjęciu obok), która jest kamieniem bardzo twardym (oceniam na przynajmniej LV4.5) i w wyższym poziomie progresji. Jak widać na zdjęciu, sprzedawana była wersja nielakowana i cienka (trochę ponad 1cm) bez obaw o pękanie. Czasami zastanawiam się czy to jest ta sama skała. A może jest to żadka Otaniyama….bliźniaczy kamień do Tsushimy o wyższej progresji.
Tsushima jest najczęściej spotykana w rozmiarach 21x8x5 cm i waży sporo ponad 2kg. Grubość 2 cali ma swoje uzasadnienie. Po pierwsze, Tsushima w tej najczęściej spotykanej formie, jest kamieniem podatnym na pękanie. Tak mówi literatura. Potwierdzają to także osoby które znam, a które doświadczyły już tego na własnym kamieniu. Na ewentualne pękanie ma wpływ namaczanie kamienia wodą. Ten kamień “lubi” wodę, choć nie pije tak łapczywie jak niektóre inne podobne kamienie. Nie mniej długie moczenie być dla niego zabójcze. Trudno to sobie wyobrazić ponieważ sterukturą jest bardzo jednorodny i zwięzły. Nie ma żadnych przestrzeni, podziałów warstw ani otworów po gazach (tzw. “Su”). Mimo wszystko, Japończycy, którzy z zasady znają się na kamieniach perfekcyjnie, Tsushimę szczelnie lakują, a czasami dodatkowo lakują po zaciśnięciu jej w papierze ryżowym. Po drugie, jako kamień o miękkim spoiwie, stosunkowo “szybko” się ściera. Może to być zauważalne, przy ostrzeniu dłuteł i noży, kiedy to kamień jest zużywany na określonym fragmencie swojej powierzchni. Stąd łątwiej mogą pojawić się deformacje (łódkowania), które wymagają prostowania całej powierzchni, a więc ścierania jej także tam, gdzie się nie zużywała. Jest to przyspieszony proces zużywania kamienia.
Wiedząc o podatności tego kamienia na pękanie, podjąłem ryzyko rozdzielenia go na dwa cieńsze kamienie. Dlaczego? Przede wszystkim, ani ja w swoim życiu, ani moi synowie, nie zużyliby tak grubego kamienia. Po drugie, nie zużyliby go ponieważ w grę wchodzi ostrzenie wyłącznie brzytew. W takim ostrzeniu zużycie jest znikome, a starciu podlega w zasadzie cała powierzchni. W przeciwieństwie do ostrzenia innych narzędzi, w tym wypadku nie powstają miejscowe wyłódkowania. Po trzecie, w ostrzeniu brzytwy nie stosuje się siły do naciskania narzędzia. Kamień nie jest więc narażony na dodatkowe naprężenia. Po czwarte, ostrzenie brzytwy w jednym stopniu progresji nie jest procesem długim. Nawet jeśli trwa 30 min i w tym okresie kamień jest nasączany wodą, to jest to czas nieporównywanie krótszy od codziennego ostrzenia zestawu 10 dłut i 4 strugów. Kamień nie pękł w czasie rozdzielania. Rozdzielone kamienie nie pękły w czasie obróbki. Dodatkowo zostały dokładnie zalakowane. Aby zapewnić równomierne podparcie, zostały osadzone na drewnianych podstawach. Podstawy są wykonane z bardzo twardego i wysezonowanego drewna jaworowego. Nie powinny się skręcać. Dodatkowo, aby zapewnić równomierność podparcia, kamienie zostały osadzone na poduszce z elastycznego kleju. Jak się to rozwiązanie sprawdza, mogę zaraportować za jakieś 6 miesięcy.
Tymczasem zapraszam do zapoznania się z poniższą dokumentacją tego nietypowego potraktowania Tsushimy.
rozmiar: szlif: twórca: miejsce wytworzenia: data wytworzenia: blank: okładki: waga:
8/8 pełny Yurii Kravchenko Ukraina, Czernihov maj 2022 105WCr6 Titanium BT 4 90g
Autor
Yurii Kravchenko jest znanym i cenionym wytwórcą brzytew mieszkającym w Ukrainie. Wystarczy zapoznać się z jego wyrobami sieci oraz opiniami użytkowników z różnych krajów Europy. Dobrego słowa nie szczędzą inni wytwórcy. Dość powiedzieć, że to Sebastian Cichomski nominował Yuria na “Art Day 1” fb w kwietniu 2021 roku.
Yurii ma co najmniej kilka dopracowanych modeli brzytew. Moje ulubione to Cardinal (z charektyrystycznym zakończeniem ogona), Ukulele (czernone ostrze i błyszczący reszta blanku) lub El Comendante (na zdjęciach wyżej, można powiększyć klijąc)). Są to brzytwy mocno uśmiechnięte większych rozmiarów, nawet 11/8. Tradycjonaliści co do rozmiaru i formy znajdą dla siebie proste 7/8, wciąż z charakterystycznym dla autora wyglądem.
Pierwsze co przyciągnęło moją uwagę były dwie następujące cechy prac autora. Brzytwę, wzory i okładki są profesjonalnie zaprojektowane i udokumentowane. W ruch idzie AutoCAD i projekt graficzny wykorzystujący walory materiału na konkretną sztukę brzytwy. Rysunki techniczne niejednokrotnie są przedstawiane na zdjęciach. Po drugie uwagę przyciąga różnorodność materiałów i dbałość o szczegóły wzornictwa. Nie oznacza to, że wszystko jest perfect. Jednak takie elementy jak oksydacje, wzory na grzbiecie i zdobienia okładek są z najwyższej półki. Tu drobna uwaga. Nie chcę powiedzieć, że inni makerzy nie umieliby robić podobnych rzeczy. Czesto umieją i robią, ale główny nurt produkcji jest prostrzy – tak jakie oczekiwania i możliwości odbiorców. Na koniec zachęcam na profil fb autora bo warto rzucić okiem na zdjęcia jego warsztatu tj. zarówno urządzenia, oprzyrządowanie, wzory i ogólne zorganizowanie.
Kontekst
Pomysł na tę brzytwę powstał wprost w związku z napaścią Rosji na Ukrainę. Brałem pod uwagę zakupy u Yuria wcześniej, ale bez skutku. Potem w jednej chwili Ukraińcom zawalił się świat. I u nas w tym samym momencie wiele się zmieniło. W każdej miejscowości, w każdej szkole, w każdej klasie, w każdym sklepie, w wielu domach są Ukrańcy. Wszyscy w trybie przyspieszonym poznali geografię tego państwa w ciągu kilku tygodni. Wojna dała do myślenia w sposób dobitny i gwałtowny. Obok barbarzyństwa Rosji widzimy ogrom wyzwolonej energii zwykłych ludzi. Uwidacznia się cała masa kalek z naszej historii, podobieństw w reakcji ludzi i wiele innych aspektów. Śledziliśmy wszystkie wiadomości, ostrzały, akcje za granicą. Niektórzy bezpośrednio lub ich bliscy znaleźli się w bezpośrednim ostrzale.
To wyżej jeszcze nie jest powodem do zakupu brzytwy. Jest raczej powodem do powstrzymania się od konsumpcjonizmu. Ale już jest powodem do kontaktów z ludźmi, do zainteresowania czy warsztat znanego makera przetrwał, czy wznawia produkcję, czy symbolika przekazów z ostatnich tygodni przeszła na wzornictwo. Skutkiem takich kontaktów była decyzja – robimy.
Projekt
Sama grafika grawerunku na blanku nie była kluczem projektu. Nie byłem przekonany czy ją umieszczać. Obrazy ciągnika rolniczego odholowującego wyrzutnie TOR-M2 oraz tonący okręt flagowy Moskwa ( nie wiem, ale to chyba jedyny przypadek w historii by flagowiec floty został zatopiony bez bitwy) po prostu już są medialnymi symbolami tej wojny. A więc, blank ma grawerunek.
Dodatkowym elementem jest dedykacja wskazująca miejsce wykonania i miejsce przeznaczenia “зроблено в Україні для Польщі”.
Kluczowym elementem projektu są okładki. Chodziło o to by odtworzyć urywek prawdziwej gazety lokalnej. Nie było łatwe, gazety papierowe jako produkt zanikają. Udało się mi jednak zgromadzić stertę takich gazet, ale to Yurii dobrał ten właściwy materiał. Jedna część to relacja z podpisania przez prezydenta USA umowy Lend-Lease dla Ukrainy na wzór takiej umowy z okresu II Wojny Światowej. Druga to w dużej części opis pomocy otrzymanej od Polaków. To także są ważne konotacje tej wojny.
Był pomysł by do wytworzenia blanku użyć materiału z jakiegoś ruskiego wraku. A w okolicach Czernihova, jak i w prawie całej Ukrainie, tego złomu nie brakuje. Pamiętam jak jeden kolega z Brzytwy.pl przywiózł na zlot kawał odłamka, który w niego trafił na misji z nadzieją użycia go do produkcji blanka. Yurii jednak określił sprawę prosto, że z tego g którego ruskie używają do czołgów brzytwy nie będzie. Pozostał jednak zgrzebny charakter – czernienie i monochromatyczność całości. Oprócz KT nic tu nie lśni, nawet nity nie są jakość wypieszczone.
Brzytwa miała z założenia być w pełni użytkową. Dlatego wybór padł na model Peagasus w maksymalnym wymiarze 8/8 lub mniej. Choć może kiedyś sięgnę do Cardinala 11/8 to jeszcze nie teraz. To może być zwykła fanaberia. Postawiłem na użyteczność. Dodatkowym elementem jest wzór na grzebiecie. Mnie osobiście przypomina haftowania typowe dla Ukrainy.
Użycie
Może kiedyś subiektywny test brzytwy osoby trzeciej ukarze się jako life na fb lub film youtube. Pożyjemy, zobaczymy. Generalnie brzytwa albo goli dobrze, albo się nie nadaje i idzie w odstawkę. Inna sprawa, że z tych dobrych, tylko niektóre zyskują sobie stałe miejsce w ciągłej rotacji. Nie będę pisał, że ta jest nadzwyczajna. Jak na ten moment sprawdza się wyśmienicie. Czas pokaże, czy pozostanie w gronie ostrzy do których wraca się regularnie na co dzień, czy nie. Zobaczymy też jak szybko gubi ostrość. Na ten moment mogę powiedzieć, że ostrzy się bardzo dobrze. Druga sprawa, nie łapie rdzy.
Miałem możliwość ostrzyć ją od zera. KT nie była wyprowadzona, Oksyda pokrywała całe ostrze. Ostrzenie surowego blanku to była prawdziwa przyjemność. W ruch poszedł zestaw jnat (Aoto Tamba, Igarashi Blue, Shabudani z czterema nagurami w progresji jako cześć zasadnicza i na koniec super awesado Mizu Asagi. Efekt ostrzenia wzorowy.
Warto wiedzieć, że inny nasz kolega z grupy i forum Mariusz vel Fernando nawiązał współpracę z Yurii i Dmytro (twórca grafiki). W efekcie powstał zestaw mydło i AS ścisle w tej tematyce. Uczestnicy ostatniego zlotu z Załęczu mieli okazję go użyć.
Jnats są mało znane w Polsce. Barierą popularyzacji są koszty. W niniejszym tekście znajdziesz propozycję poznania jnats bez rozrzutności i jak systematycznie zwiększać zaangażowanie, jeśli będziesz chciał.
(0) Jeśli jedynie podostrzasz brzytwę – zacznij od dobrej Suity, jest to opcja zero. (1) Jeśli chcesz wejść w minimalny zestaw one-stone-hone – kup Nakayamę z okruchami Botan, Mejiro, Toma. (2) Jeżeli jeszcze chcesz rozszerzyć progresję – dokup okruchy Ban, Tenyou, Koma, najlepiej stare (tzw. tani złom) To już wystarczy. (3) Jeżeli chcesz osiągnąć najwyższą delikatność ostrza – dodaj na koniec progresji jakiegoś wyjątkowe Awesado …… w tym momencie przekroczyłeś granicę tego co konieczne(4) Jeżeli remontujesz brzytwy lub lubisz ostrza o szlifie pełnym – poszukaj kamieni Ara-to na początek progresji np. Aoto Tamba. (5) Jeśli poszukujesz dalej to znaczy, że stałeś się hobbistą, koszty nie są barierą nie do przebycia i bawi Cię dobieranie kolejnych kamieni – zamiast okruchów dobieraj więcej kamieni bazowych, różnych dla różnych etapów i typów ostrzy.
Zawracanie głowy
“Całe to ostrzenie brzytew to zwykłe szuru-buru”. Zgadza się. Tak może powiedzieć ktoś, kto dokładnie wie o co chodzi, ma opanowane swoje kamienie, zna swoje brzytwy, ma czucie, osiągnął powtarzalność i automatykę. Dla reszty błędem jest założenie, że ostrzeniu i kamieniom wystarczy powierzchowne potraktowanie. Założenie “jakoś tam sobie poradzę” często kończy się rozczarowaniem i zamyka drogę do nabycia tej umiejętności. W praktyce, aby dojść do jakiegokolwiek biegłości w ostrzeniu, konieczne jest odbębnienie swoich d-godzin. Nie da się inaczej: próby, frustrujące błędy, małe sukcesy, błędne zakupy, podniszczone brzytwy, cierpliwość, wytrwałość i chęć nauki. Najprostsze rozwiązanie to wysłać brzytwę do ostrzenia. Za granicą taka usługa kosztuje £20. W kraju są fachowcy ostrzący odpłatnie taniej oraz koledzy z forów, którzy pomagają gratis. W innym przypadku zaczyna się proces uczenia się.
Nauka ostrzenia dotyczy techniki i kamieni. Poniżej odnoszę się do kamieni. Konkretnie do “wąskiej”, choć bardzo licznej, grupy kamieni japońskich. Proponuję drogę łagodnego zaznajomienia się nimi, krok po kroku, bez nie-wiadomo-jakich inwestycji na początku.
Czy w Japonii wylądowali kosmici?
Z jakiego niby powodu akurat w Japonii miałyby być jakieś wyjątkowe kamienie do ostrzenia brzytew? Słuszne pytanie.
Po pierwsze: nie zamierzam argumentować, że jnats są najlepsze. Nie ma się co spierać. Ten tekst powstał, aby zachęcić grono TG do użycia jnats. Niestety ich popularność w kraju jest śladowa. Największe przeszkody w popularyzacji tematu są opór (tzn. twarde obstawanie przy swoim) i brak dostępnej wiedzy. Gdy na forach TG zaczyna się spór o wyższości jednych kamieni nad drugimi, to zazwyczaj okazuje się, że te kamienie, które akurat ktoś ma, są dla niego najlepsze. Druga przeszkoda jest ściśle związana z pierwszą. Nasza wiedza o jnats, a może o kamieniach w ogóle, zawsze jest mocno ograniczona. Z jednej strony nie jest ją łatwo zdobyć, z drugiej w przestrzeni Internetu istnieje wiele mitów i informacji wprowadzających w błąd. Dlatego trzeba się dzielić nią odważnie, ale z szacunkiem. Nie piszę, że cena jnats jest barierą, bo będę się starał pokazać, że nie jest konieczne startować z kamieniołomem bardzo drogich kamieni, by wejść w temat.
Japonia ma szczególne położenie i budowę geologiczną. Nie mam fachowej wiedzy, by się wypowiadać w tej sprawie. Niemniej niespotykana różnorodność i mnogość kamieni w Japonii jest nieporównywalna do całej reszty świata. To jest znaczący fakt.
Po drugie, zgodnie z moją prywatną teorią, sądzę, że to nie kosmici doprowadzili do takiego stanu wiedzy i obrotu kamieniami w Japonii, ale w dużej mierze zwykłe prawo równowagi podaży i popytu. Nie ma to nic wspólnego z brzytwami, a nawet sławnymi mieczami. Japonia stała i stoi budownictwem drewnianym. Od małych domków, przez świątynie do najsławniejszych zamków. Co więcej, są to konstrukcje odporne na trzęsienia ziemi i wiatry, majstersztyki ciesielstwa. Stąd w Japonii tak wiele narzędzi do drewna, których u nas nigdy nie było albo już nie ma. Trzeba je wszystkie ostrzyć, niektóre codziennie. Jest niezbędne do osiągnięcia tej niesamowitej precyzji w skomplikowanych połączeniach ciesielskich, z której oni słyną.
Po trzecie: chodzi o tę specyficzną duchowość Japończyków. Wiecie o co chodzi. Każda sprawa, od przygotowania herbaty, przez sztuki walki, prace rzemieślnicze, pismo, ceramikę itd. odbywa się w sferze często dla nas, Europejczyków, niepojętej. Łatwiej rozumieć to tym, którzy na poważnie zaangażowali się w którąś z tych dziedzin, w Polsce zazwyczaj w sztuki walki, w szczególności Aikido. Nie chodzi tu o manię. Nawet nie o perfekcjonizm. Bardziej o stan ducha. Sprowadzając to do banalnych i znanych nam sytuacji powiem, że teraz zdecydowanie bardziej rozumiem kobiety, w tym moją kochaną żonę, które robiąc na drutach się relaksują. Dla mnie ostrzenie nie jest męczarnią ani stratą czasu, lecz odpoczynkiem, odstresowaniem, przywróceniem równowagi. Czymś podobnym do robienia na drutach. Swoją drogą takie podejście sprzyja opanowaniu tematu.
Fastfood na początek
Na początku przygody z TG mamy oczekiwanie, że jeżeli mamy ostrzyć, to jeden kamień powinien wystarczyć. “Aż jeden. I dlaczego taki drogi.” Idea jednego kamienia do ostrzenia jest jak najbardziej zasadna. Niestety, ostrzenie jednym kamieniem niesie ze sobą spore ograniczenia co do brzytwy i co do ostrzącego.
Myślę, że najlepszym wyborem na ten jeden kamień spośród jnats będzie SUITA 巣板. Oczywiście dobra Suita (przymiotnik dobra/y można stosować uniwersalnie w każdej opcji). To właśnie na Suicie pierwszy raz naostrzyłem brzytwę (jej zdjęcie niżej), a była nią Filarmonika F14. To także po niej pierwszy raz udało mi się przejść test włosa HHT. W obu przypadkach byłem szczęśliwy i zaskoczony. Nie tylko z efektu, ale także szybkości. Jest jeszcze jeden aspekt o krytycznym znaczeniu na początku nauki ostrzenia. Te Suity, które miałem, dają dobre odczucie dla użytkownika. Ostrzenie na powierzchni zachowującej się jak szkło jest bardzo frustrujące. Bez jakichkolwiek sygnałów, że kamień zbiera materiał, można skutecznie i trwale się zniechęcić.
Suitą ostrzę na jej własnej zawiesinie. Zazwyczaj jest ona mleczna, mączysta i pachnąca jakby palonym gipsem.
Suity są ładne. Te, które używałem mienią się żółtawo-bursztynowymi pasmami. Widać na nich wyraźne warstwy. Nierzadko widać długie, proste linie, jakby włosy. Cechą charakterystyczną są jakby bąbelki i kieszonki po gazach (Su) w strukturze kamienia. Podobno słowo Suita można tłumaczyć jak sieć, bardziej mi to przypomina jednak chleb na zakwasie. Bywają też Suity wyjątkowej urody. Jakby przekładańce, mozaiki, z kolorami od kremowych przez zielenie do ciemnoniebieskich (patrz niżej). Suit jest kilka rodzajów z 3 różnych warstw (strat) i mają swoje specyficzne nazwy.
Dlaczego nazywam je fastfoodem? Bo działają szybko, efektywnie i mogą od biedy wystarczyć jako jeden kamyk. Te, z którymi miałem do czynienia, oscylują w okolicach progresji odpowiadającej gradacjom 4K do 7+K.
Na szlifach w pełni wklęsłych sprawdzają się doskonale. Na połówkach i ćwiartkach – gorzej. Pokazywałem na forum cięcie włosa po ostrzeniu jedynie na Suicie. Jednak nie kwalifikuje się ich do grona kamieni AWESADO – czyli wykończeniowców.
Mówiąc o koncepcji jednego kamienia można się zastanawiać, czy Suity da się przyrównywać do Coticule. Dość karkołomne zadanie. Nie, to są inne materiały, inny element ścierny, inna struktura itd. Z drugiej strony mają podobnie szeroką gamę progresji. Gdyby jeszcze zacząć na dobrej Suicie stosować metodę unicot, to efekt byłby także bardzo dobry, może nawet na szlifie wedge. Jednak nie zachęcam. Nie jestem zwolennikiem wytwarzania multibevel. Wszystko fajnie, szczególnie na głębokich szlifach i kiedy nie zmieniamy kąta ostrzenia. Ale na brzytwach uśmiechniętych, o płytszym szlifie, albo jeszcze zmiennej geometrii, oraz kiedy zmieniamy kąt ostrzenia po jakimś czasie, multibevel staje się koszmarem. To takich manipulacji potrzebnej są bardziej radyklane środki niż Suita. No chyba, że jedynie do-ostrzamy.
Pizza
Czy pizza zalicza się do fastfoodów? Włosi by nie potwierdzili. Wszak dzięki swej różnorodności daje bardzo szeroki zakres doświadczeń kulinarnych.
Jaki może być kolejny krok poszerzający doświadczenie w ostrzeniu brzytwy? I to pozostając w idei jednego kamienia oraz wciąż idąc za wewnętrznym głosem rozsądku “po co Ci ten cały kamieniołom“?
Myślę, że w kolejnym kroku warto sięgnąć po jeden dobry kamień bazowy i NAGURY 名倉. Termin nagura pada pierwszy raz. To nic innego jak okruch. Taki jak przy Coti, czy Mullerze. Mały kawałek skały do wytwarzania zawiesiny. Przy tej okazji można pierwszy raz wskazać zaletę kamyków naturalnych. Używając okruchu wytwarzamy zawiesinę, którą da się skutecznie i świadomie operować jako głównym materiałem ściernym, a kamień bazowy wciąż się odświeża, automatycznie. Nie ma problemu tępienia diamentów, czy co znacznie gorsze, wypadania ścierniwa.
Skoro dbamy o to, by zestaw były mały i poręczny, o szerokim zakresie progresji, to powinien on się składać z 3 okruchów i dobrej bazy. Stawiam na następujące nagury: Botan ボタン, Mejiro 目白, Tomo 共名倉 . Och, tu już można wchodzi w duże dyskusje. A może lepiej Botan, Tenjyou i Koma? Ja bym obstawiał na razie te pierwsze trzy. Będzie też taniej, ponieważ Tenjyou i Koma są najdroższe z tego zestawu. Ustawiając te 3 wymienione w podanej kolejności i operując zawiesiną, oraz dodając ostatnie przejściem na samym kamieniu bazowym z czystą wodą, łapiemy zakres mniej więcej od 3K prawie do końca. Co więcej, ciągłość progresji jest już niezła. Większa niż użycie 4 różnych kamieni syntetycznych.
Tylko po co komu ciągłość progresji? Są dowody (patrz science of sharp), że przy odpowiedniej technice (ostrzenie “z włosem”) można przeskoczyć z diamentu 1K na wykończenie 10K i ostrze jest absolutnie nadające się do użycia. Osobiście nie próbowałem tego eksperymentu. Natomiast na YT jest mój filmik, w którym ostrzę brzytwę o zniszczonym ostrzu. Mimo poważnych uszkodzeń różnych rodzajów, przechodzi test włosa bez problemu. Każdemu odejdzie ochota do golenia tym ostrzem po obejrzeniu go pod lupą. Pełna progresja w ostrzeniu jest potrzebna do jakości golenia (tak, to się czuje) i do trwałości ostrza (tę oczywistą prawdę można poznać ostrząc noże na samych piaskowcach). Na innym zestawie filmów, gdzie ostrzę jedną brzytwę przeróżnymi kamieniami widać, jak skoki w progresji w błędną stronę ujawniają się bruzdami i nierównościami apexa na wyższych gradacjach. Dlatego przyjmuję zasadę: im “gęstsza” progresja tym lepiej. Dlatego 3 nagury użyte z dobrą bazą to zdecydowanie lepsze rozwiązanie pniż jedna Suita. Lepiej zarówno dla skali progresji, jak i gęstości progów na tej skali.
Najbardziej znane nagury to Shiro Mikawy. Zapewne najbardziej znane z powodu uroczych stempelków. To one wskazują jakość, źródło nagury i jej rodzaj. Do ich odczytania nie trzeba znać japońskiego, wystarczy prosta legenda. Czyli co – rodzaj narzędzia wspomagającego sprzedaż? Właśnie. A może szczególnie sprzedaż za granicę? Resztę zagrożeń można sobie dośpiewać. Innymi słowy, zakup pięknej Mikawy może dać nam wspaniały kamyk, ale wcale tego nie gwarantuje. Osobiście miałem szczęście zaopatrzyć się parę razy w tzw. złom. Czyli stare okruchy, z wytartymi napisami, często przybrudzone i mało atrakcyjne. W takim wypadku trzeba mieć albo dużą wiedzę, ale zasięgnąć życzliwej pomocy kogoś, kto się na tych sprawach zna (dzięki Alex) aby te okruchy ocenił i uszeregował. To nie jest prosta ekspertyza. Efekt jednak odpłaca się z nawiązką. Z tego złomu, który kosztuje grosze, odpadło mi może 25%, a jednocześnie trafiło się kilka wspaniałych nagur pierwszej klasy. Zakup złomu się finansowo opłaca.
Pozostaje wybór bazy. Niestety, to nie jest wybór tani. Im lepsza baza tym cały proces będzie lepszy. Mówiąc prościej: warto zdecydować się od razu na coś drogiego i pewnego – Honyama 本山 Awesado 合砥 , czyli wykończeniowce z Nakayama lub Shobudani. Są najbardziej znane, popularne i zazwyczaj bardzo dobre. Byleby miały dobry rozmiar, były twarde, dawały dobre odczucie pracy na kamieniu i były pre-finisherami, albo lepiej finisherami. Kamień zbyt miękki będzie przeważał swoją zawiesiną to, co uzyskamy z nagury i zaczyna się problem. Zbyt twardy może nie dać wystarczająco wyraźnego odczucia zwrotnego w ostrzeniu. Mój ulubiony to właśnie wykończeniowiec Nakayama (na zdjęciu). Niewiele różni się od niego inny – Aiwadani Awesado 岩谷, też jest dobrym wyborem. Są Ozuku, Shoubudani itd. Wiele różnych kamieniołomów dostarcza dobrych wykończeniowców. Natomiast Nakayama jest zazwyczaj bardzo dobry, stosunkowo przystępny cenowo, dość prosty do rozpoznania, często posiada oznaczenie Kyoto Natural Hone Association (widoczne na jednym ze zdjęć poniżej) . Dobrym Nakayamą można na samej wodzie doprowadzić ostrze prawie do docelowego stanu.
Poszerzenie smaków
Wielu nie przepada za pizzą. Nie jest to żadna wyrafinowana potrawa. Wciąż jednak można wybrać się z ukochaną osobą do włoskiej restauracji i do dobrej pizzy domówić wyborne wino albo w zamian zamówić sałatkę albo macaroni. Powoli przesuwamy się ze strefy małej gastronomii w kierunku restauratorstwa.
Skoro jesteśmy gotowi na poszerzenie smaków i całego podejścia do ostrzenia, pierwsze co można zrobić z zestawem jednego kamienia i 3 nagur, to dodać więcej okruchów. W poprzednim rozdziale opisałem dlaczego ciągłość progresji w ostrzeniu jest ważna. Dodanie kolejnych nagur “zagęszcza” progresję. Tak więc przed Botan dodamy Ban バン , za Mejiro dodamy Tenjyou 天上 (choć niektórzy robią odwrotnie), przed Tomo dodamy Koma コマ (drogi!). Tym samym uzyskamy łagodne przejścia pomiędzy gradacjami i zaczynamy wchodzić w ostrzenie dość wyrafinowane. “Dość” zostawia pewną rezerwę – tak, bo przecież nie mówimy o dobieraniu kamienia do ostrza i stali. Nie ma co wariować. To już jest naprawdę strefa hobby lub marszu ku perfekcjonizmowi. Zaczyna być drogo. Ale wcale nie trzeba kupować Mikaw, można posłużyć się złomem, który często jest lepszy a na pewno zdecydowanie tańszy.
Deserek i kawka
Smaczny
deserek, wyborna i pachnąca kawka, brak pośpiechu, dobre towarzystwo. Te sprawy
wychodzą ponad zwykły cel – najeść się.
Ostrze przygotowane w sposób opisany wyżej jest już bardzo dobre. Na deser zamawiamy coś ekstra. Istnieją kamienie o niemal magicznym wpływie na brzytwę. Tam, gdzie wydaje się, że progresja została zakońćzona, one dają to coś, co powoduje że ostrze jest ostre i delikatne. Nie jestem pewien, czy da się przetłumaczyć odczucia na parametry mierzalne. Często na forach można przeczytać o goleniu bajce, aksamitnym itd. Pomijając, że te określenia bywają rzucane na wyrost, to faktycznie zdarzają się golenia wyjątkowe. Myślę, że w dużej mierze wynika to “dyspozycja dnia”. Niemniej, idąc za Sciencie of Sharp, można opisać tę cechę dwoma parametrami: sharpness i keenest, ja bym nazwał je ostrością i delikatnością (może zaproponujecie lepsze określenia). Pierwsze mierzy się kątem klina KT. Drugie – kątem apexa w 3 mikrony na wysokość. Pierwsze uzyskujemy w czasie ostrzenia, a drugie na końcu progresji. Od pewnej gradacji wzwyż, nawet kamieniem typu awesado nie zmienimy ostrości, ale keenest można dalej modelować kamieniami najwyższych gradacji. Pod warunkiem, że wciąż mają moc ścierną.
Nie jest łatwo o kamień, który zrobi to coś. Posiadam taki – Mizu Asagi. Jego delikatne użycie, bez siły, z samą wodą, daje efekt, który w goleniu zaskakuje. Taki kamyk to mały skarb. Czasami w tym celu używam innego – Tsushima Ocean Blue. W moim wypadku się sprawdza, ale to jest cecha nie typu kamienia (zazwyczaj są w niższej gradacji) lecz egzemplarza. Testowałem kiedyś pożyczony Nakayamę o takim, albo jeszcze lepszym działaniu. Podobnie miałem możliwość cieszyć się pożyczonym jeszcze lepszym, wyjątkowym, starym brytyjskim łupkiem. Liczyłem na podobne działania Arkansas Translucent (stara sztuka, surowa od spodu, co jest rzadko spotykane) i Arkansas Chirurgical – ale jednak to nie jest dokładnie to samo. Mam zwyczaj, wbrew podręcznikowym przestrogom, używać swojej Tsushima Ocean Blue w dłoni. Jest na tyle mały, a jednocześnie wysoki, że jest to możliwe. W ten sposób kontakt ostrza z powierzchnią kamienia jest wyjątkowo lekki, a o to na tym etapie ostrzenia chodzi.
Starter
Dobry starter jest ważny w dobrej kuchni. Niestety często nie znamy tego dobrego zwyczaju i chcemy najeść się samym starterem.
Tak jest i w ostrzeniu. W pewnym momencie doostrzanie nic nie daje. Szczególnie jeśli ostrze uległo uszkodzeniu (np. przez uderzenie lub ostrzenie z brudem, albo uszkodzenie korozją). Niejednokrotnie uszkodzenia wynikają z techniki ostrzenia (błędy, niedokładności, nadmierne zebranie, niekontrolowane zmiany grubości taśmy). Jest prawdą, że dla ostrości brzytwy postawienie skosu KT jest kluczowe. Nie da się dobrze naostrzyć brzytwy bez tego kroku.
Mimo, że okruchy Ban i Botan mogą służyć do wyprowadzenie skosu dla brzytew wklęsłych, to lepszym rozwiązaniem jest zaopatrzenie się w osełkę z grupy Ara-to 粗砥. Dobór takiego kamienia wcale nie jest łatwy. Mam takich kilka, ale bywają niespójne i mogą mocno rysować, a nawet uszkodzić brzytwę. Wiele kamieni niskiej gradacji nie jest przeznaczonych do brzytwy. Stosuje się je wyłącznie do dłuteł i strugów. Osobiście używam Aoto Tomba 青砥 丹波国 i Igarashi blue 五十嵐 . Gdy są dobrze namoczone, działają efektywnie w okolicach 2000 grit. Posiadam Iyoto, ale nie jestem do niego przekonany, używam raczej do innych ostrzy. Dokąd nie znajdę czegoś wyjątkowego w tym zakresie, będę musiał się posiłkować kamykami niejapońskimi, a nawet syntetycznymi, czasami także płytką DMT. Aoto Tamba i Igarashi są wspaniałe w swojej progresji. Cenie je bardzo za spójność i gęstość śladu na ostrzu. Nie zostawiają pojedynczych głębokich rys lecz zbierają równo wierzchnią warstwę. Wygląda to trochę jak ukruszona porcelana – ostra, ale bez śladów. Jeśli skos był stawiany czymś bardzo agresywnym, o ile nie powstały szkody – wyrwania, te kamyki powinny uzdrowić taką poranioną KT.
Podróże kulinarne
W tym momencie już połknęliśmy bakcyla. Chciałoby się spróbować tego i tamtego. Porównanie z podróżami kulinarnymi jest celne. Kończy się na tym, że na wakacjach za granicą szukasz okazji , by zobaczyć jakąś kopalnię kamienia, odwiedzić rzemieślnika wytwarzającego osełki, albo przynajmniej skoczyć na targ staroci.
Czy to meta? Nie, opcji poszukiwania jest jeszcze bardzo dużo. Zaczynamy podstawiać jako bazę różne kamienie. Zamiast nagur na konkretnych etapach progresji sprawdzamy różne kamienie na ich własnej zawiesinie. Często włączam do ostrzenia Uzu Karasu z bliżej nieokreślonego kamieniołomu oraz bliźniaczy Mizu Asagi. Ale także przeróżne inne własne lub pożyczone. Wymienianie się kamieniami z kolegami to świetny pomysł. Daje właśnie tę możliwość próbowania różnych konfiguracji. Dzięki pewnemu życzliwemu pasjonatowi i znawcy kamieni miałem możliwość pobawić się różnymi jnats, które były dla mnie nieosiągalne. Nie mam ich na stałe, i dobrze, bo rozbudowany kamieniołom jest ciężki, drogi i na końcu dość dziwny. Od czasu do czasu trzeba pozbyć się tego obciążenia.
Jest jeszcze inna możliwość. Mam takie przeczucie, że różne sklepy z kamieniami oraz działalność handlowa niektórych influencerów YT na Etsy w zakresie kamieni do brzytwy, powstały tą drogą. Tzn. ktoś zauroczony jnats gromadził ich dużo, wypracował sobie kanały dostaw, uczył się, zyskał jakąś biegłość i w końcu trzeba było zacząć się ich pozbywać. I to nie tylko dlatego, że zajmują zbyt dużo miejsca, ale po to, by utrzymać ruch w kamieniołomie, dostawać nowe, testować, uczyć się. Prośby znajomych o dobór kamienia, a na końcu może mały dochód z obrotu zapewne pomogły w decyzji o otworzeniu działalności handlowej. Oczywiście nie mówimy o Polsce.
Ból głowy
Wchodząc w tematykę jnats można nabawić się bólu głowy. Te przeróżne kopalnie, straty (warstwy), odmiany, poziomy, stempelki, lakowania, oznaczenia twardości i mocy, cechy jednostkowe, przeróżne opinie, historie z rozbijanymi płatkami zamiast ziaren, skomplikowane nazewnictwo oraz użyte znaki, odległość, ceny, import, język – to wszystko są bariery.
W moim przypadku nawet rodowici Japończycy nie dali rady rozszyfrować, co niektóre napisy mogą znaczyć poza ich dosłownym tłumaczeniem.
Dla kontrastu podaję obok cytat z pewnego pisma rzemieślników kamieniarzy, a więc fachowców w tym temacie. Z sentymentu do miejsca zamazałem nazwę. Niestety w odpowiedzi na mój spokojny komentarz nie podjęli dyskusji. Tylko żeby było jasne: nikogo nie zachęcam do ostrzenia brzytwy piaskowcem. To by był dopiero ból głowy!
Na koniec chciałem wspomnieć, że Japończycy nie ograniczają się do kamieni naturalnych. Oczywiście, że oferują szeroką gamę kamieni syntetycznych. Wytwarzają także płytki diamentowe. Powyżej przykład bardzo starej płytki ściernej stalowej. Nie wiem czym jest pokryta, ale pełni rolę diamentu.
Składam podziękowania dla Alex za pomoc, uszeregowanie nagur, pożyczanie kamieni i inspiracje.
Powyższy tekst został napisany wyłącznie na bazie własnych prób na bardzo ograniczonej grupie około 60 kamieni swoich i pożyczonych, ale zawsze po rzeczywistym ostrzeniu. W tym w szczególności z użyciem: #Aiwadani Awesado, #Aiwadani Naguras , #Aiwadani prefinisher, #Aizu, #ancient unidentified british slate , #Aoto Awesado, #Aoto Tamba, #Ark Chirurgical Black, #Ark Translucent , #Arkansas Hard, #Arkansas Soft, #barbers british brick slate, #Brylic slate, #Charnley Forest, #Chinczyk 12K, #Chosera 3/5K, #Chu, #Coti ancient “mottled”, #Coticule modern combo, #Escher, #Hindostan, #Igarashi Blue, #Iyoto,, #King 1/6K, #King 1K, #La Lune “for good reazors only”, #Llyn Idwal, #Mikawa Botan, #Mikawa Koma, #Mikawa Mejiro, #Mikawa Tenyou, #Mizu Asagi (unidentified quarry), #Mottled Black Thuringian, #Nakayama Maruka, #Nakayama Mizu, #Nakayama Namito, #Norton India Combo, #piaskowce różne, #Pierre La Lune (blue, brown), #Rozsutek, #Saxon hone, #Shinden Nitta Suitia, #Shoshiro Suita, #Shoubudani Suita, #Tsushiba Black Nagura, #Tsushiba Blue, #Tsushima Black, #Uzu Karasu (unidentified quarry), #Washita (Lilly White?), #Yaginoshira Asagi Blue, #złom różne Nagury, #Zulu Grey
Kamienie: Suity: Shoshiro, Shaubudani i Kiita, Arkansas: Black Chirurgical i Soft, Washita, inne jnats: Igarashi, Aoto Tamba, Iyoto, Aiwadani, Chu z nagurami mejiro/koma, syntetyki: King 1K, Indiana King combo, a także nieokreślony brytyjski łupek barberski
Cel: Wybrać najlepsze kamienie z grupy i odrzucić najgorsze
Metoda: Ostrzenie tej samej nieodnowionej brzytwy z typowymi uszkodzeniami bez wyprowadzania KT w odwrotnej kolejności tj. zaczynając od wyższych gradacji w dół na następnie w górę, każde ostrzenie około 15 do 20 min.
Ocena: Obserwacja pod powiększeniem 60-80x oznaczonego odcinka KT w wersji analogowej i nagranie cyfrowe
Dokumentacja: Zdjęcia oraz nagrania na youtube
Link do playlisty kolejnych etapów testu
Kolejne nagrania są opublikowane w playliście, a tytuły są zbudowanie wg klucza [Part number xx – Nazwa kamienia]
Celem nie było naostrzenie brzytwy lecz wybór kamieni. Brzytwa była w takim stanie, że w celu naostrzenia należałoby zacząć zdecydowanie na diamentach, około 600 grit, a może i nawet niżej.
Nawet King 1K, użyty w środku testu, jest dla takich uszkodzeń zbyt wysoką gradacją. Nie mniej, na koniec, po Arkansas Black, przechodzi test włosa na HHT3.
Wybrany kawałek KT został zaznaczony na czerwono dzieląc go na 5 odcinków. Odcinki te zawierały 4 rodzaje uszkodzeń:
szczerby na KT
kratery (łącznie z dziurkami na wylot)
ścieżki (jak ślady korników)
zgorzele
ponadto brzytwa nie miała uformowanej KT oraz głębokie rysy wzdłużne.
Ten zestaw kamieni wynika z potrzeby chwili. Oczywiście, że mam inne lepsze i gorsze, ale tamte są już wystarczająco zbadane. I jeszcze jedna uwaga – nazwy kamieni japońskich często nic nie znaczą np. blado zielono-niebieski, albo niebieski kruk. Nie ma się co przejmować.
Zdjęcia kamieni
Aiwadani
Soft Arkansas
Iyoto
Shushiro Suita
Shaubudani Suita
Suita Kiita
Aoto Tamba
Chu
Washita
Aoto Tamba
Indiana King Combo
british brick slate
Igarashi
King 1K
Arkansas Chirurgical
3745falsefalsefalse
Wnioski co do metody
Pomysł z użyciem ostrza z typowymi uszkodzeniami był bardzo dobry. Kolejne etapy pozwalały obserwować jak te uszkodzenia się zachowują. Np. niektóre kratery się powiększają i otwierają, zgorzele blokują postęp na zdrowej KT (mogą być twardsze), korniki są uciążliwe.
Pomysł z odwróceniem progresji zdecydowanie pomógł obserwować efektywność kamieni oraz skutki zbyt dużej agresywności kamieni. Głębokość rys (powstających z niepożądanych ziaren piachu lub zbytniej agresywnych kamieni) ujawniała się nie bezpośrednio po użyciu kamienia, który je spowodował, lecz na wyższej gradacji.
Podgląd analogowy był zdecydowanie bardziej pomocny niż nagranie cyfrowe. To jest oczywiście kwestia sprzętu. Używałem sprzętu niskobudżetowego.
Wnioski co do kamieni
Kamienie odrzucone przeze mnie w tym teście nie są złe jako takie. Te, które uznałem za zbyt agresywne mogą być doskonałymi kamykami barberskimi typu one-touch-hone. Inne odrzucone będą dobre do noża lub dłuta (w właśnie biorę się za roboty w drewnie).
Największym wygranym jest dla mnie Washita. Ten kamień zbiera materiał bardzo wydajnie, gładko i z dobrym czuciem. Robi to lepiej niż Arkansas Soft, i niżej w gradacji niż Aoto Tamba, a nawet Igarashi. Doskonale nadaje się do rozpoczęcia ostrzenia brzytwy, która nie wymaga dużego obniżenia krawędzi z powodu poważnych wad.
Suity potwierdzają, że w przedziale 4-7K są klasą dla siebie. Są bardzo wydajne, oddają ostrzącemu bardzo dobre czucie i są ładne. Dobrze zacierają bruzdy pochodzące z gorszych kamieni na niższej gradacji. Niestety może się zdarzyć jakieś ziarenko “piasku” w zakamarkach suity. Trzeba zwracać na to uwagę, mimo to zalety i tak robią z nich drugiego wygranego. Wśród tych testowanych suit to Kiita jest najlepsza, a Shoubudani najładniejsze.
Trzecim wygranym jest Arkansas Black Chirurgical. Ktoś by powiedział “po co używać coś jeszcze twardszego i gładszego od Arkansas Translucent”, ale ten black ma wciąż siłę ścierającą, pracuje delikatnie i efektywnie. Z mojego arsenału to ten kamyk oraz jnat Mizu Asagi robią te magiczne coś na samym końcu procesu ostrzenia.
Aiwadani zrobił wspaniałą pracę, daje też wspaniałe czucie. Ale mogę się obyć bez niego. Np. przejść ze Suity na Ark Black. W tym samym szeregu stawiam Chu z nagurami. Jest wspaniały, ale mogę się bez niego obyć.
Liczyłem więcej na Igarashi i Aoto Tamba w okolicy 2K, ale one są jednak wyżej w grit. Choć nic nie zaprzeczy, że są bardzo spójne, gęsto zbierają i dają dobre czucie. Nie ma żadnych wpadek z ziarnami niższej gradacji.
King 1K syntetyk bezsprzecznie super wydajny, gdy trzeba zjechać zepsute KT o piętro niżej. Niestety jest mocno agresywny i bruździ.
Różne kamyki barbarskie raczej charakteryzują się dużą agresywnością (na niewiele przejść). Niestety rysują KT, a więc nie są też spójne np. King Indiana to typ “one touch” – ładnie lustrzy, ale i rysuje niemiłosiernie.
Największym przegranym jest Iyoto. Nie dosyć, że jest wolny to rysuje – albo jedno albo drugie, dwa naraz nie do przełknięcia.
Sprawa trywialna – nie marka, nie pochodzenie, nie chęć, nie zaklęcia, nie cena – ostrzą, tylko dobry kamień. A więc trzeba go znać. Wiadomo, że szczególnie w kamieniach naturalnych różnice w ramach “tego samego kamienia” są duże.
Wnioski co do ostrzenia
Stara prawda – uformowanie skosu to podstawa. Tym bardziej na brzytwie zszarganej. Trzeba wyciąć wszystkie szkody, szczególnie zgorzele.
Zbyt agresywne kamienie użyte na początku wymagają więcej pracy potem, nad usunięciem bruzd. O ile bruzdy nie dochodzą do apexa to nie ma teraz problemu. Prolem pojawi się później, przy kolejnych ostrzeniach. Lepiej tego unikać za wczasu. Ta uwaga pewnie się nie stosuje do zastosowań zawodowych, kiedy trzeba często i szybko brzytwę podostrzyć i nie zawracać sobie głowy perfekcją. Stąd potrzeba kamieni typu one-touch-hone.
Dobre rozłożenie progresji się odpłaca. Droga na skróty może kosztować.
Brzytwę szczerbatą da się spokojnie doprowadzić do HHT, ale to nie znaczy, że nadaje się do golenia. To samo było widać na innym filmiku.
Etap końcowy, super drobny i delikatny kamyk plus skóra, jest nie do przecenienia. O co mi chodzi. Ogolić to się można i po 1K (ala Rambo), a już na pewno po 7K. Ale tę lekkość ostrza daje dopiero bardzo dobry kamień wykończeniowiec, których nie ma wiele. Tu nie chodzi o sam grit. Ale tez o gęstość zbierania, jednorodność, nieagresywność.
W poprzednich artykułach testowałem różne pasy oraz wiosełka. Były tam typowe wiosełka na desce, wiosełka na desce z filcowym podkładem i elastycznymi dystansami, wiosełka z wymiennymi bokami (magnetyczne), wiosełka z możliwością montażu balsy lub kamyka, wiosełka teleskopowe, wiosełka nano oraz wiosełko na stelażu. Od tamtego czasu pozbyłem się wszystkich swoich wiosełek oprócz malutkiego podróżnego oraz starego trupa z naciągiem.
Konieczne jest krótkie przetarcie na skórze. A znowu latanie za każdym razem do łazienki (tam trzymam pasy) nie wchodzi w rachubę. W tej sytuacji podręczne wiosełko jest ratunkiem. Szybko sięgnąłem po swoje stare histo- ryczne wiosełko, odrdzewiłem, przygotowałem wspaniałą skórę i…….. w międzyczasie Sebastian objawił się realizacją swoich wiosełek na stelażu. Biorę więc je na warsztat.
Przyszło mi testować przeróżne kamienie naturalne. Wiecie sami, że te kamyki są różnorakie i kapryśne. Każdą sztukę trzeba przestudiować, ocenić przydatność itd. Takie zmagania wymagają wielokrotnej obserwacji ostrza pod lupą. Wytarcie brzytwy upapranej zawiesiną, olejem albo jeszcze resztkami materiału z wycierania jej często nie wystarcza.
Wiosełko Cichy Custom Leathercraft
Uwaga: nie komentuje w tym tekście sprawy najważniejszej – skóry. W pozostałych artykułach jest aż nadto o skórze – jak bardzo jest krytyczna dla użyteczności, a także jak może być szkodliwa. Pasy od Sebastiana miały wspaniałą skórę bydlęcą o profilu progresywnym. Myślę, że także wiosełka mają skórę tego samego pochodzenia. Po drugie, nie komentuje ponieważ w innej partii, albo od innego wykonawcy, skóra może być już inna.
Konstrukcję opartą na regulowanym stelażu metalowym, jak u Sebastiana, uważam osobiście za najlepszą. Dzięki niej wiosełko zyskuje wiele cech stawiających je ponad inne konstrukcje (nie na stelażu metalowym) i często ponad zwykły pas do wecowania. Dlaczego:
Nie łódkuje. Z niektórymi pasami jest problem polegający na tym, że krawędzie lekko zawijają się ku górze. Na to ryzyko narażone są szczególnie pasy szerokie. W przypadku wiosełka naciąg jest równomiernie rozłożony na całej powierzchni skóry.
Jest lekkie. Wiosełko z naciągiem jest lżejsze od wiosełek pełnych. Konstrukcje drewniane z zasady są cięższe. Trzeba je podpierać.
Ma regulację. Nie chodzi o to by pas naciągnąć do granic wytrzymałości (znów odesłanie do przednich artykułów). Nie. Wiosełko można naprężyć tak jak jest potrzebne, a potem zluzować. Najważniejsze jest to, że naciąg można dopasować i utrzymać niezmiennie.
Ma dodatkową powierzchnię roboczą. Tak, tak. Wbrew pozorom w wiosełku znajdzie się sporo miejsca. Odpadają nieużyteczne kawałki pasa u góry i u dołu, które służą do mocowań i często straszą brzytwę ćwiekami. Ponadto, do użytku mamy dwie strony wiosełka. Jest to szczególnie przydatne dla tych którzy używają past. Co więcej, w niektórych wiosłach są aż cztery powierzchnie użytkowe.
Wymienność pasa. W wiosełku z naciągiem stosunkowo łatwo wymienia się pas. Przykładem jest moje wiosełko historyczne które miało zniszczony pas oraz mój stary zniszczony na bokach pas koński. Stary pas z wiosełka zdjąłem. Przyciąłem stary pas koński do wecowania odcinając uszkodzone boki. Zszyłem. Założyłem na stelaż. Działa pięknie.
Nie wymaga zawieszenia. W wielu przypadkach nie jest łatwo o dobre zawieszenie pasa w łazience. Dygresja – nawet nie chcę patrzeć na video, gdy pas jest wieszany na klamce – przed oczami staje mi próba wejścia domownika przez takie drzwi w czasie wecowania.
Jest łatwe w przechowywaniu. Nadmiar pasów powoduje pewien ból głowy – jak je przechować by się nie odkształciły. W przypadku wiosełka problemu nie ma.
Pomijając kwestię skóry, o której się nie rozpisuje, te konkretne wiosełko od Sebastiana, ma ogromne zalety. Po pierwsze spełnia wyżej wymienione oczekiwania. Po drugie – nie ma wiele tego typu współczesnych wiosełek ani w ofercie w sklepach, ani w drugim obiegu. Prawdopodobnie dlatego, że wykonanie wiosełka regulowanego na stelażu jest trudniejsze od prostego wiosełka na desce bez dystansów. Potrzeba mieć warsztat do wytoczenia uchwytu, obrobić blaszki, nagwintować, może pospawać itd. Co chcę powiedzieć, mamy na naszym rynku coś “nowego” tzn. pomysł stary, ale mało dostępny.
Ponadto wato wymieć:
Solidne wykonanie. Nic się nie skręca i nie przekrzywia (uwaga na tego typu wiosełka by nie przesadzić z szerokością). Stelaż jest zrobiony z nierdzewki. Ma wygodny duży uchwyt.
Rozmiar. Dla mnie ten rozmiar zastępuję normalny pas. Jeśli ktoś szuka wiosełka podróżnego (patrz wiosło teleskopowe) lub pomocniczego to taki rozmiar będzie minusem. Trzeba jednak podkreślić, że wykonawca nie przekroczył bariery rozmiaru, powyżej której wiosełko traci sens.
Jest ładne. Tak. To się liczy. Materiały (stal, drewno, skóra) ładne i schludne.
Gdzie, wg mnie, można szukać usprawnień?
Można pomyśleć nad jakimś patentem łatwiejszego zdejmowania górnej blaszki naciągu, tak by umożliwić łatwą wymianę pasa. Skasowałem. Nieprawda! Jest patencik na bezproblemowe rozkręcenie i wymianę nie przez górę lecz dołem. Pięknie. Kto chce może sobie założyć inną skórę lub materiał.
Można dodać półwałek na górnej blaszce naciągu tak by uzyskać bardziej równomierne napięcie po obu stronach.
Można zamaskować szef, choć nie ma wątpliwości, że obecny jest bardzo solidny.
Dla tych którzy chcieliby wiosełko wieszać można dodać zawieszkę.
Tym sposobem mam 3 wiosełka. Czyli będę musiał się któregoś pozbyć – szuflady trzeba regularnie opróżniać!
Właśnie się zastanawiam czy na ten stelaż nie przygotować kolejne ubranko kanibalizując Prima Rindleder, którego nikt na bazarku nie chce kupić. Skórę ma prima sort (zresztą jest na wykresach) oraz ma dodatkowo dobrą stronę płócienną. Na zdjęciu widać, że rozmiarem pasuje idealnie zarówno na długość jak i szerokość. Mała przeróbka szwów i będę miał drugie ubranko bez żadnej utraty powierzchni roboczej, wręcz przeciwnie. To jest właśnie zaleta stelaża regulowanego.
PS
Dla jasności – to nie jest artykuł sponsorowany! Jak ktoś zrobił wiosełko na stelaży to z chęcią się zapoznam.